Połowa zatrudnionych w Powiatowym Urzędzie Pracy w ramach prac interwencyjnych musiałaby od nowego roku odejść. W budżecie na rok 2006 znalazły się pieniądze tylko dla ośmiu osób. Radni powiatowi poruszyli ten temat na sesji - pisze Dziennik Zachodni.

– Przecież pomiędzy grudniem a styczniem nic się nie wydarzyło. Bezrobocie nie spadło. Nadal 5000 osób miesięcznie przewijać się będzie przez ten urząd. Tak drastyczna redukcja pracowników spowoduje pogorszenie jakości obsługi klientów – tłumaczy radna Maria Ożarowska.

Wicestarosta Krystian Szostak nie ukrywa, że nie ma pieniędzy na większe zatrudnienie. A tu, na domiar złego, odgórnie narzucone jest stworzenie dwóch dość kosztownych etatów.

– Taki nakaz wprowadzony został już w roku 2004, ale udawało się nam go omijać, oszczędzając miesięcznie kilka tysięcy złotych. Niestety, nadszedł kres oszczędności i na ten rok musieliśmy przewidzieć po 4.000 zł brutto dla audytora wewnętrznego oraz geodety powiatowego – tłumaczy wicestarosta.

Nowi pracownicy pochłoną, niestety, część dodatkowych pieniędzy, które radni na ostatniej sesji dorzucili do funduszu płac. Żeby utrzymać całe zatrudnienie w Urzędzie Pracy, potrzeba by o 120 tys. zł więcej, radni przyznali dokładnie 71.767 zł.

– To na pewno coś, lecz na ile to pomoże zatrzymać pracowników, którzy dotąd byli zatrudnieni w ramach prac interwencyjnych, tego na razie nie wiemy – dla Dziennika Zachodniego mówi Maria Ożarowska.

Narzucanie nietanich etatów w starostwie, jest tym bardziej bolesne, że bez tych etatów urząd się obywał, a pieniądze przydałyby się na podwyżki dla pracowników. Nawet dla NIK-u nie jest tajemnicą, że starostwo pszczyńskie to jeden z najtańszych samorządów. Utrzymanie starostwa kosztuje każdego mieszkańca powiatu 58 zł, podczas gdy koszty Urzędu Miasta rozkładają się po 123 zł na każdego mieszkańca gminy.

Więcej czytaj w Dzienniku Zachodnim.